wtorek, 31 marca 2009

"What mad Nijinsky wrote/about Diaghilev/Is true of the normal heart"

Kto jest chętny na wyjazd do Supraśla w niedzielę, około godziny 16, do teatru, na spektakl "Bóg Niżyński"?? To jedna z ostatnich szans by zobaczyć ten genialny spektakl inspirowany autentycznym i burzliwym związkiem między światowej sławy gwiazdą rosyjskiego baletu lat 30-tych, Wacławem Niżyńskim, a jego impresariem i zarazem odkrywcą talentu, Diagilevem, najśmieszniejsze że profesor czyta dzisiaj Brodskiego i Audena i w jednym z najważniejszych wierszy Audena w dość ważnym fragmentem jest nawiązanie do ich związku, oczywiście po tym jak profesor przeczytał interpretację tego fragmentu przeprowadzoną przez Brodskiego w ramach jakiegoś wykładu na amerykańskiej uczelni przypomniał sobie że dwa lata temu oglądał spektakl "Bóg Niżyński", który wywarł na nim duże wrażenie i pomyślał, że fajnie by było jeszcze raz obejrzeć to fantastyczne widowisko. I co, wchodzi na stronę Wierszalina i okazuje się że akurat grają tę sztukę właśnie w najbliższy weekend - w sobotę i niedzielę. Rzeczywistość ma więcej dziur niż Windows. No i zabawna jest też rola dziennika Niżyńskiego który łączy oba wybitne dzieła (Audena i Pawluczuka).
To co, kto chętny? Hmm, w zasadzie bezcelowe jest pytanie o to na blogu, na który od dawna nikt już nie wchodził. Ale co poradzić, profesorze.Myślę, że warto też wpaść do Supraśla we wtorek na "Małą pasję", w ramach rekolekcji (sic!), zobaczymy jak z tym będzie.
W każdym razie jest entuzjazm, wszelkie okoliczności zdają się sprzyjać temu rpzedsięwzięciu, profesor jest podekscytowany!

piątek, 20 marca 2009

Lesman

Dwunastu braci, wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony,
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony.

I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o Dziewczynie,
I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie...

Mówili o niej: "Łka, więc jest!" - I nic innego nie mówili,
I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili...

Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze.

Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił!
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił!

Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną...
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną!

Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni!
I tylko inny płynie czas - i tylko młot inaczej dzwoni...

I dzwoni w przód! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem!
I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze.

Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...

I nigdy dość, i nigdy tak, jak pragnie tego ów, co kona!...
I znikła treść - i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!

Lecz dzielne młoty - Boże mój - mdłej nie poddały się żałobie!
I same przez się biły w mur, huczały śpiżem same w sobie!

Huczały w mrok, huczały w blask i ociekały ludzkim potem!
I nie wiedziała ślepa noc, czym bywa młot, gdy nie jest młotem?

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty młot do jedenastu innych rzecze.

I runął mur, tysiącem ech wstrząsając wzgórza i doliny!
Lecz poza murem - nic i nic! Ni żywej duszy, ni Dziewczyny!

Niczyich oczu ani ust! I niczyjego w kwiatach losu!
Bo to był głos i tylko - głos, i nic nie było oprócz głosu!

Nic - tylko płacz i żal i mrok i niewiadomość i zatrata!
Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?

Wobec kłamliwych jawnie snów, wobec zmarniałych w nicość cudów,
Potężne młoty legły w rząd, na znak spełnionych godnie trudów.

I była zgroza nagłych cisz. I była próżnia w całym niebie!
A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?

niedziela, 15 marca 2009

Trzeba do dentysty, zdecydowanie. Profesor przeżywa właśnie bardzo trudne chwile, już 3 tabletki zjadł i nie pomogła żadna ni jedna! No to co, trzeba po papierosy chociaż skoczyć, może to pomoże.

czwartek, 12 marca 2009

pić rok!

aa. i warto odnotować że w niedzielę, 8 marca był profesor wraz  z P.S.'m na balu przebierańców w Warszawie wzbogaconym o występ Pete Rocka! Ale na ten temat rozpisywać się nię będziemy pozostawiając przeszłość przeszłości, w każdym razie było całkiem miło, zawsze to coś lepszego niż kolejny wieczór przed kompem z tym że 2godzinnego oczekiwania na poranny pociąg i drzemki na zimnym dworcu centralnym nie polecam! 

ma-ja maskwa! eta moj dom - eta twoj dom!



profesor sie jara i podskakuje do góry klaszcząc. Polecam! Tylko tę pannę w teledysku powinni zamienić w jakąś syrenkę, trytona albo inną płaskorzeźbę, bo kobieta śpiewająca? to takie banalne!
a najśmieszniejsze jest to że jakiś rok temu profesor zastanawiał się czy by nie przyjąć pseudonimu Marsel/Marsell co za ironia losu i historii!
Spokojnie profesorze, za jakiś rok niejeden dzieciak bedzie sie dziwił słuchając twojej płyty i dojdzie do wniosku że ten system rzeczywistości ma więcej dziur niż windows!

czwartek, 5 marca 2009

today

tomorrow never comes until it's too late/my memory is playing tricks on me!

...

Co za jałowy dzień! Zamiast pouczyć się, poczytać coś, posprzątać cały dzień zmarnowałeś profesorze siedząc przed tym szatańskim komputerem. Co za fatalny wynalazek.. żebyś jeszcze robił coś sensownego, ale nie - ty wolałeś słuchać włoskiego popu (Giusy Ferreri! ^^), grać w kozaków, dungeon keeper, szachy (nigdy wiecej nie graj w szachy na tym oszukańczym kurniku!!) i odświeżać te same strony co zwykle, znów profesorze wolałeś tracić czas, więc teraz miej moralniaka, pamiętaj że musisz przeczytać na jutro 'fchuj' oraz napisać w końcu konspekty, więc naprawdę, życzę powodzenia.

Nowy odcinek Lostów całkiem dobry, co jeszcze co jeszcze, wczoraj małe spotkanie ekyypy,

środa, 4 marca 2009

yesterday (yester me, yester you)

kawałek na dziś, a własciwie na wczoraj:
Atmosphere - Yesterday



plus Wiktor Hugo - Rok 93, good shit, szkoda że z tą wkurwiającą pozytywistyczną manierą napisane, ale mimo wszystko dobra historia i ciekawe wątki z burzliwych lat tuż po ścięciu Ludwika XVI

No i Stevie:

oczywiście!

jechać na Pete Rocka czy nie jechać? Portfel mówi nie jechać, ale taka okazja nie trafia się często, więc pewnie pojadę i będę całą noc pił jedno piwo i palił faje. Hm, chyba najwyższy czas profesorze by poszukać sobie jakiejś pracy.. ale nie, przecież nie zaprzedamy się korporacyjnym molochom, nowoczesnemu niewolnictwu i wyścigom szczurów! Zachowajmy pozorną niezależność... zresztą, po co tam jechać? przecież to nudne i bez sensu.
co więcej, nic więcej, umysł profesora is still playin tricks on him i to jest coraz bardziej niepokojące.

poniedziałek, 2 marca 2009

o, udalo się.
profesorze, popsułeś swego bloga! napraw go natychmiast!

rozmowy gabinetowe vol. 1

Bez zbędnych wstępów, posłużymy się znanym z Iliady motywem i wprowadzimy cię czytelniku w sam środek burzliwej debaty jaka odbyła się właśnie w głowie profesora:
- zastanówmy się, jako że stany głębokiego przygnębienia występują w cyklach, profesor powinien z kalendarzem w ręku przeprowadzić analizę mającą na celu wykazanie z jaką częstotliwością pojawia się dół psychiczny, przyniesie to wymierne korzyści, będziemy mogli z dużą dozą prawdopodobieństwa wytypować najbardziej stresogenne dni w mięsiącu itp w celu zapobieżenia ich wystąpieniu, ograniczenia ich skutków, lub chociaż przygotowania się na te skutki. Tak, to właściwa droga.
- ale przecież profesor nie jest kobietą żeby się bawić w takie rzeczy! Zygmuncie wymyśl coś lepszego, oryginalniejszego! Zresztą nawet gdyby profesor zaczął się tym parać, tymi rubrykami, tabelkami to po 2 dniach i tak by mu się to znudziło i zapomniałby o całej sprawie jakby nigdy nie zaistniała, tak jak to się działo z większością jego postanowień i prób wprowadzenia zmian. wydaje mi się to bezcelowe.
- ale Karolu Gustawie, czy masz lepsze pomysły? W tym patologicznym przypadku to jedyne racjonalne wyjście, profesor z dnia na dzień staje się coraz bardziej schizofreniczny, niedługo przebije w tej kwestii MF Dooma i Madliba razem wziętych!
- rzeczywiście, mnie też doszły już słuchy jakoby rzeczywistość wydawała mu się coraz mniej realna. Słyszałem też, że nękają go zbiegowie okoliczności, także zwykłe wydarzenia i codzienne sytuacje jawią się w jakimś przygaszonym, nierealnym świetle. To niepokojące.
- O tym akurat nie wiedziałem! Karolu, to już poważne objawy, musimy znaleźć remedium! Moją propozycję rozwiązania problemu już znasz, bądź więc łaskaw przedstawić swe pomysły.
- Hm, to ciężka sprawa. moim zdaniem profesor powinien rozpocząć alchemiczny proces indywiduacji, znany praktycznie wszystkim kulturom globu pod różnymi nazwami i w nieco zmienionych formach. Np. w jednej kulturze społeczność lokalna wyganiała takiego pacjenta na kilkadziesiąt dni na pustynię, by tam zastanowił się nad sobą lub umarł, w innych okolicznościach zamykali go w szczelnych komnatach, gdzie ich jedynym towarzystwem były księgi hermetyczne i rozmaite retorty pełne dziwnych kolorowych płynów, w innych kulturach taki pacjent był zobligowany do zastygnięcia na kilka lat w jednej pozycji i wystawiony na działania rozmaitych warunków atmosferycznych, gdzie indziej musiał tłuc przez dobrych kilka lat swą ręką w lustro wody w wiadrze skwapliwie uzupełnianym tym najcenniejszym płynem, w innych miejscach i czasach taki osobnik stawał się sługą i całkowicie podległy swemu mistrzowi wykonywał wszystko co tenże mu nakazywał (nie śmiej się Zygmuncie!), jeszcze w innych okolicznosciach rozkazanywano takiemu osobnikowi wyprawiać się do Egiptu, zabijać potwora strzegącego drogocennej perły i przynosić tenże skarb spowrotem do królestwa. To bardzo ciekawe.
- ale czy uważasz karolu że profesora stać na sprostanie któremukolwiek z tych zadań?
- oczywiście że nie! Przecież to tylko metodyczna egzemplifikacja na pokaz.
- ale mieliśmy znaleźć remedium!
- sremedium, chodźmy lepiej spać, jakoś sobie profesor poradzi.
- och, och, och!

jak to dobrze że już wiosna

profesor nie wytrzymałby psychicznie kolejnych dni zimowych, jak to dobrze że wczoraj rozpoczęła się wiosna i słońce zaczęło świecić zgodnie z kalendarzem. Ale dość już o tym, bo zaparzyła się yerba i moża też zapalić na balkonie a także później poczytać jakąś wartościową pod względem medialnym książkę.