wtorek, 29 kwietnia 2008

Czy profesor wciąż jest profesorem?

To kwestia niezwykle istotna w chwili obecnej. Otóż profesor utracił swój podstawowy atrybut - okulary! I teraz już całkiem nie wiadomo kim jest. Wciąż to samo powracające w różnych wersjach i kontekstach pytanie: Kim jesteś profesorze skoro już nie jesteś profesorem?? Kto był/jest profesorem, skoro nie ty? Kim jestem profesorze?! A było to tak: jak co roku, dziwnym trafem połowa klasy (no bez przesady narratorze, 1/3) z liceum i kilka osób postronnych acz żyjących w bliskich stosunkach z "EKIPĄ" profesora zbiera się w opuszczonym dworku szlacheckim (właściwie opuszczonjej przez dzieci - i Boga - szkole) na głębokiej prowincji, gdzie nie sięga kolej żelazna a gołębie przelatują tylko w jedną stronę. Tam też dochodzi do wydarzeń najróżniejszych, obyczajowych skandali, skandalicznych obyczajów, ekscesów różnego rodzaju, aktów bumelanctwa i pijaństwa. W tym roku główną atrakcją było strzelanie z wiatrówki do pustych butelek, oprócz tego Michał ćwiczył trochę parkera (udokumentowane!), koszykówka, ognisko (no homo), gitary (no homo), kiełbasy (no homo!) z grilla, i atrakcja wieczoru - zagubienie okularów w niewyjaśnionych okolicznościach. Profesor nie będzie wdawać się w zbędne szczegóły gdyż zbyt wielu szczegółów nie pamięta, lecz faktem jest że obudził się bez okularów i nikt nie wiedział gdzie też one mogły być! Następnego dnia działy się rzeczy smutne, dziwne i niespodziewane.Gdyby jego zmysł wzroku działał poprawnie profesor sam by pewnie odnalazł zgubę jednak bez okularów pozostawał bezradny, jeszcze bardziej niż zwykle. Profesor potrzebował pomocy, tak. Jednak mimo usilnych i natarczywych nawoływań profesora nikt nie kwapil się wspomóc go w poszukiwaniach, ba, swoją ignorancją koledzy (koledzy!) doprowadzali go do wewnętrznych wybuchów, tarć, konfliktów, które dzielnie tłumił w czesiu, dając po sobie poznać jedynie małą cząstkę wkurwienia które wewnętrznie sięgało sufitu. Ogólnie poziom frustracji zbliżył się do krytycznego i niewiele brakowało a doszłoby do wybuchu niekontrolowanej agresji zakończonej brutalnym fatality. Na szczęscie dla kompanii kobieca strona profesora (Wenus w furii) nie uzewnętrzniła się. I tak oto profesor, pozostawiony samemu sobie, tracący po raz drugi w ciągu ostatnich 3 lat tożsamość (pierwszy raz utracił ją wraz z portfelem po meczu polska-niemcy-przyp. biograf) załamał ręce, powiedział sobie - "przecież nic się nie stało, ciągle żyjesz!" i otworzył poranne piwo. Tak oto kończy się ta historia. Ogólnie poza tym drobnym incydentem pobyt na działce udany (choć krótki, dla profesora przynajmniej, bo ci młodociani menele wciąż tam siedzą podczas gdy profesor musi pisać bloga i pracę roczną bez okularów!).

czwartek, 24 kwietnia 2008

Mileiśmy przeczytać to do zajęć dzisiejszych i profesor postanowił wkleić tekst ów na blogu, żeby cokolwiek miało tutaj sens i jakąś wartość ;]

Eliot Thomas Stearns, East Coker

II
Czy zwodziły nas,
Czy zwodziły siebie ciche odgłosy starców,
Dając nam tylko receptę na fałsz?
Pogodę - tylko rozmyślną tępotę,
Mądrość - jedynie wiedzę o matwych sekretach,
Bezużytecznych w mroku, w który spoglądali
Lub od którego odwracali oczy. Jest, jak się wydaje,
W najlepszym razie tylko przybliżona wartość
W wiedzy wynikłej z doświadczenia.
Wiedza narzuca wzór, i przez to spacza,
Gdyż wzór jest nowy w każdej chwili,
A każda chwila jest nową i szokującą
Oceną tego, czym byliśmy. I tylko nie zwodzi
To, co nas zwodząc nie może już szkodzić.
W środku, nie tylko w środku drogi,
Lecz na całej drodze: w środku lasu, w gąszczu jeżyn,
Na brzegu bagien, gdzie nie ma bezpiecznej piędzi ziemi,
Straszeni przez potwory i błędne ogniki,
Narażeni na czary. Nie chcę słyszeć
O mądrości starców, lecz o ich szaleństwie,
O ich lęku przed lękiem i szałem, lęku przed opętaniem,
Należeniem do kogoś drugiego, do innych albo do Boga.
Jedyna mądrość - którą możemy osiągnąć,
Jest mądrością pokory: pokora jest nieskończona.
Wszystkie domy zniknęły, zalało je morze.
I tancerze zniknęli, przykryło ich wzgórze.

III
O ciemno ciemno ciemno. Wszyscy odchodzą w ciemność,
W próżnię przestrzeni międzygwiezdnej, istoty puste w pustkę,
Kapitanowie, bankierzy, znakomici pisarze,
Hojni patroni sztuk, mężowie stanu i władcy,
Wysocy urzędnicy, prezesi rad nadzorczych,
Potężni przemysłowcy, drobni handlarze - wszyscy odchodzą w ciemność;
I gaśnie słońce i księżyc, i Almanach Gotajski,
I Gazeta Giełdowa, i Skorowidz Dyrektorów,
I stygnie rozum, i traci motywy działania.
I wszyscy podążamy z nimi w milczącym orszaku,
Na niczyim pogrzebie, bo grzebać nie ma kogo.
Powiedziałem do duszy mej, bądź spokojna i pozwól, by ciemność zstąpiła
na ciebie,
Bo będzie to ciemność Boga. Jak w teatrze -
Światła zostały zgaszone, by zmienić scenę
Z pustym dudnieniem kulis, z przesunięciem ciemności na ciemność;
I wiemy, że wzgórza i drzewa, daleka panorama
I dumna, imponująca fasada zostały uprzątnięte -
Lub jak w metrze, gdy pociąg zbyt długo stoi pomiędzy stacjami
I rozmowa narasta, a potem z wolna przechodzi w milczenie,
I widzisz poza każdą twarzą coraz głębszą pustkę
I wzrastające przerażenie - że nie ma o czym myśleć;
Lub pod narkozą, gdy umysł jest świadom, lecz świadom niczego;
Powiedziałem do duszy mej, bądź spokojna, czekaj bez nadziei,
Bo byłaby nadzieją niewłaściwych rzeczy; czekaj bez miłości,
Bo byłaby miłością niewłaściwych rzeczy; jest jeszcze wiara,
Lecz wiara, nadzieja i miłość - wszystkie są w oczekiwaniu.
Czekaj bez myśli, bo nie jesteś gotowa do myśli:
Tak że ciemność będzie światłem, a bezruch tańcem.
Szept wartkiego strumienia i zimowa błyskawica.
Dziki tymianek nie dostrzeżony i leśna poziomka,
Śmiech w ogrodzie, zachwyt zdwojony echem,
Nie utracony, lecz wymagający - wskazujący na udrękę
Narodzin i Śmierci.

Mówisz, że powtarzam
To co mówiłem uprzednio. Powiem to raz jeszcze.
Czy mam to powiedzieć jeszcze raz? Aby dotrzeć tam,
Aby dotrzeć tu, gdzie jesteś, aby wyruszyć stamtąd, gdzie ciebie nie ma,
Musisz iść drogą, na której nie ma ekstazy.
Aby dotrzeć do tego, czego nie wiesz,
Musisz iść drogą, która jest drogą niewiedzy.
Aby posiąść to, czego nie posiadasz,
Musisz oddać to, co posiadasz.
Aby dojść do tego, czym nie jesteś,
Musisz iść drogą, na której nie ma ciebie.
A to, czego nie wiesz, to jedyne, co wiesz
A to, co posiadasz, jest tym, czego nie posiadasz
A tam, gdzie jesteś - nie ma ciebie wcale.

IV
Jedynym zdrowiem jest choroba
Jeśli słuchamy konającej siostry,
Która nas nie chce zadowolić,
Lecz przypomina naszą i Adama klątwę:
Aby ozdrowieć, musimy umierać.

Ziemia jest naszym ogromnym szpitalem,
Który milioner zrujnowany wzniósł,
Gdzie każdy zdrowy umiera powoli
Wśród absolutnej ojcowskiej kontroli,
Która nas nie opuści, lecz w końcu wyzwoli.

Od stóp do kolan pełznie mróz
Gorączka śpiewa w mózgu zwojach.
Aby się ogrzać, muszę marznąć,
Dygotać w czyśćca lodowatych zdrojach,
Których różami płomień, a cierniami dym.

wtorek, 22 kwietnia 2008

profesor chory... fatalnie!

niedziela, 20 kwietnia 2008

Z pamiętnika młodego hydraulika (wpis pierwszoosobowy)

Kochany pamiętniczku, wyjazd do Warszawy był bardzo udany. S2 w czasie jazdy podjarał mnie mocno lyrics Born puszczając kawałki tego Japońca. Podróż szybka, przy dobrej muzyce. Z Zającem wkurwialiśmy Szymka paląc w samochodzie, ale ogólnie miło było i śmiesznie dość. Po przyjeździe do stolicy pojechaliśmy na próbę, profesor robił za Poga, bo Karol nie przyjechał. Nie no, ogólnie fajnie zobaczyć taką próbę w profesjonalnym chociaż niedokończonym studiu.  Później trochę pojeździliśmy z Zającem i Szymkiem po mieście, na koniec koło 24 wysiadłem przy Ratuszu i nie mogłem kupić biletu na metro! I pytam takiego dziadka co tam sprzątał akurat co mam robić, bo nie mam biletu i nie ma gdzie kupić, a on mówi: przeskakuj. I to była fenomenalna rada, bo akurat zdążyłem na metro, następne miało być dopiero za 30 minut! Zajechałem więc do brata, tam szamka, lulu. W sobotę wstałem o 11, obejrzałem ten film Cohenów co to dużo oscarów w tym roku dostał, potem połaziliśmy z bratem trochę po mieście, szkoda że pogoda taka chujowa była, no ale cóż. Powrót do domu na krótką drzemkę, a o 20 znów wyjście pod arkadię, gdzie ustawiłem się z Adusiem (pamiętacie go? to ten z dłuższymi włosami co do Loftu śmigał ze mną ze 2-3 lata temu). Aduś miał trochę problemów z canarinhos i musiałem troche poczekać, w międzyczasie szamka i zwiedzanie empiku, jak na prawdziwego wsiura przystało. W końcu dotarł Aduś z kolegą jednym i pojawił się kolejny problem, gdyż żaden z nas nie wiedział gdzie jest owa osławiona Piekarnia. Na przejściu spotkaliśmy jednak dziewczę, które powiedziało że wie, i że też tam idzie. Poszliśmy więc za nią. I idziemy, idziemy, idziemy po błocie, mokniemy w deszczu, aż zaczęły nas targać wątpliwości czy aby na pewno dziewczę owe wie co się dzieje. Otóż nie wiedziało. Na szczęście kilka telefonów wyjaśniło sytuację, musieliśmy sie trochę cofnąć, ale w końcu trafiliśmy do klubu. Impreza zajebista, od początku do końca. Koncert Wocc mega, chyba najlepszy na jakim byłem w życiu, fo' real. Ogólnie stałem pod samiuśką sceną, chodziłem po szkle ( z rozbitych pucharów - a propo dobry motyw z parafrazą 'uderz w puchara', za długa dygresja, shit), skakałem, machałem rękami. Do uzyskania miana prawdziwej grouppie zabrakło tylko piskliwych krzyków. Na koniec jak Tet, Pogz i Duże Pe zaczęli fristajlować musiałem podnosić swoją szczękę z ziemi bo za mocno mi opadła. Mega, dawno nie widziałem takiej walki (choć w sumie troche sparing to był między Pe a Tetem). W każdym razie utwierdziłem się w przekonaniu, że Tetris jest obecnie najlepszym raperem w kraju. Do tego kawałki z nowej płyty miazga, zwłaszcza ekshibicjonistyczne trochę "na tacy". Żywy band pokazał, że got skillz, choć na próbie niektóre kawałki brzmiały trochę lepiej. zajebisty motyw z aranżami podkładów do guns are drown rootsów i troy piotrka skały. Ogólnie duże propsy, zwłaszcza perkusiście, który niszczył. Tort na klawiszach non stop uśmiechnięty, o to chodzi. A na gitarze basowej grał młodszy brat Hauy! jak znajdę gdzieś zdjęcia z koncertu (bo myślę że się pojawią jakieś) to sami zobaczycie!
Ogólnie po koncercie profesor napił się urodzinowej wódki Tetrisa, pozamulał trochę siedząc na chilloucie, a około godziny 4 wyjechalismy spod klubu, z pogiem jako kierowcą. Dobry był motyw jak mój brat prowadzi Poga do swojego mieszkania:
- zaraz będziesz musiał skręcić w lewo
- to ja zjade na lewy pas (zjeżdża, jedzie tak z 40-50 metrów, brat patrzy zdziwiony)
- ale to dwukierunkowa ulica
- 0o kurwa!
Na szczęście później już jechał zajebiście i w 2h z paroma minutami byliśmy w Bialymstoku. Byłoby szybciej pewnie ale mieliśmy mały problem ze stacyjką i z Zającem (właścicielem auta), który spał sobie w najlepsze, mimo wszelkich prób przywrócenia mu przytomności. Jakoś trochę po 6 byłem już w domu i wkrótce przystapiłem do 9-godzinnego lulu.

piątek, 18 kwietnia 2008

wuwua - miasto rapu miasto przestępstw!

Profesor zaraz wyjeżdża do wawy do brata i na koncert, krzyż na drogę, powrót w niedzielę najpewniej.  Elo elo!!

ekipa!!

Cóż za fantastyczny wieczór! Jak za starych dobrych lat! Dawno profesor tak dobrze i tak aktywnie nie spędził czasu. A więc zaczęlo się w pubie amigos, gdzie zaprosiła profesora urszula, i gdzie koledzy profesora zajęli miejsca przeznaczone dla koleżanek orszuli. ogólnie fajnie tam było, mi przynajmniej sie podobało, ze względu na towarzystwo głownie. Wielu osobom profesor pomachał, pare kufli pękło. Potem na kebab pyszny, na który czekaliśmy stojąc przed policyjną furgonetką z browarami w kieszeniach. I niecny plan hauasa by perfidnie przed policajami pic browar poprzez uzycie slomek. szamka, tunel. w tunelku kradziony browarek i zmułka. potem do tadzika, do tadzika, do tadzika!! który był zamknięty!! co to za całodobowy ktory o 24 jest zamykany??? do chuja. poniosłem srogą karę. eskortowany do centrum. a jego imię legion. samochody, zmyłki. ucieczki i hawass poskramiacz marcinków. a potem pytox żartowniś. sie wkurwiłęm nawet trochę i byłem bliski spuszeczenia wpierdolu winowajcom, lecz wtedy na ich szczescie okulary sie odnalazly. a zgubil sie zegarek. i po krótkim pościgu śię znalazł. tak. i pare browarków w parku o 1.30 w nocy. małe spierdalanko od policji w wykonaniu hawassa i pascala. Ogólnie znów byliśmy EKIPĄ!!! prawdziwą ekipą! a profesor był lidlem! tzn liderem. Po raz pierwszy od roku chyba byliśmy ekipą!! profesor jest podjarany.
i teraz specjalnie dla moich towarzyszy niech cały blok słucha utworu FABE - On ma dit!!!!!!!!! Bo ogólnie Fabe profesorowi bardzo się z okresem liceum kojarzy. Zwłaszcza z jesienią 2004. I też płyty Fabe prof zarzuci sobie na sen.
a jutro warszawa, będzie fajnie, tylko najpierw trzeba wstać o 5 przeczytać na adl teskty, pójść na francuski, wykład i adl, ale damy radę profesorze!

czwartek, 17 kwietnia 2008

profezor nozdradamuz

HA! Ten sam problem, który przedstawił profesor w popszednim poście został tez ukazany w najnowszym odcinku south parku!! Oto do czego zmierza internet!! Ogólnie ładna parodia i am legend. To też znak, że myslenie profezora zgrało się już z myśleniem treya parkera. I profesor utwierdzil sie tez w przekonaniu istnienia czegos takiego jak myślenie globalne, ale sam jeszcze nie potrafi tego dorbze zdefiniować i opisać. Chodzi o niezależne, nieznane sobie jednostki, które w następstwie jakiegoś wydarzenia reagują w analogiczny spośób nawet nie bedąc świadkiem tego wydarzenia, nawet nie wiedząc o jego wystąpieniu. Np wychodzi south park, i profesor i cała grupa innych podobnych mu frustratów nie oglądając go niezależnie dochodzi do wniosków, które wynikają z tego właśnie odcinka. I nawet rozmawia z internetem jak w rzeczonym odcinku, to niesamowite. I pojawia sie tam sformułowanie podobne do tego, którego użył profesor! Zjawisko to było już kiedyś opisane na przykładzie jakichś małpek z wysp tropikalnych.

profesor jest internetem!

Od tej pory możecie być na bieżąco z aktualnie słuchanymi przez profesora utworami muzycznymi, gdyż zaprzedał się (sprzedajna dziwka!) portalowi Lastfm i teraz klikając na link http://www.lastfm.pl/user/dragonescu/ możecie obserwować jego poczynania! Jak w małym big brotherze! tzn. nie średnim big brotherze tylko big ale w mniejszej skali, mniejsze są punkty odniesienia, jasne?
I teraz profesor zadaje pytanie: dokąd zmierzasz internecie?! Do całkowitego zerwania z prywatnością, z indywidualnością realną, niekreowaną na szklanym ekranie (teraz już raczej ciekłokrystalicznym)? Czy strach przed samotnością popchnie ludzi w totalny ekshibicjonizm wirtualny który będzie formą kompensacji? Czy to już matrix w dojrzałej formie czy dopiero jego wstępna faza? Czy, internecie, zmierzasz do skarlenia ludzi, do wykreowania w nich całkowitej nieporadności w świecie realnym, do uzależnienia ich od siebie w stopniu totalnym, do stworzenia sztucznych osobowości, takich jak osobowość profesora i rozmytych charakterów w świecie realnym? Czy zmierzasz do stworzenai sytuacji w której ludzie będą mogli myśleć już tylko poprzez edytor tekstów, tak jak profesor? Do tego zmierzasz internecie!??? Odpowiedz!!!
Napiszę o tym piosenkę hyphopową.

niedziela, 13 kwietnia 2008

profezor iz back!

Wreszcie profesor może wykrzyknąć "yeah! I'm back!" i wyskoczyć w gore z wyciagniętą pięścią niczym Mr Garrison z najnowszego odcinka SP. Musze Wam powiedzieć, że profesor musiał ostatnimi czasy ograniczyć swoją internetową działalność z wielu różnych powodów. Problemy z pewnym fanatycznym kibicem Jagielloni, intensywnie przeżyty piątek, sobotnia wycieczka w malownicze rejony północnej bialostocczyzny (w lasach kwitną już przebiśniegi i przylaszczki!), szkalowanie profesora na naszej klasie oraz lewackie ataki na moralny autorytet profesora, pana Wojtka Cejrowskiego, które profesor musiał (musi?) odpierać - to wszystko razem złożylo się na ten krótki zastój. Dzisiaj krotko, bo już jest późno. Jutro wstać wcześnie trzeba i ruszyć do biblioteki, spędzić tam kilka pracowitych godzin po czym ruszyć na Świerkową i spędzić tam kilka bezczynnych godzin..
Ogólnie tym tygodniu Profesor musi zaprzyjaźnić się z Żeromskim i pogłębić znacząco znajomość (na razie bardzo słabą) z Leśmianem. No i będzie musiał też skłonić głowę przed Bergsonem i przesiedzieć wiele godzin w czytelni.

środa, 9 kwietnia 2008

rój!!

dzisiaj profesor stoi sobie spokojnie na przystanku przy ratuszu i wtem przyskakujedo niego natrętna pszczoła żadląca przez megafon! Więc szybko profesor, pełen strachu, wykrzyknął: mam bilet, mam karnet, mam bilet! Pszczoła popatrzyła na profesora nieufnie, zabzyczała przez megafon "dobrze!" i odleciała kilka metrów dalej szukać innej ofiary...
I dodać trzeba że profesor oczywiście skłamał odnośnie biletu, bo nie będzie marnował 20 zł żeby oglądać te wszystkie sprzedajne dziwki!
Profesor obawia się teraz, że gdyby (odpukać) ten wpis przeczytał jakiś fanatyczny kibic jagielloni jego życie mogłoby być zagrożone i zastanawia się czy by go nie wykasować zaraz.

wtorek, 8 kwietnia 2008

Zaraz profesor rusza pod ratusz, gdzie pozna najlepszego rapera w Białymstoku (obiektywnie patrząc na umiejętności i dokonania) - Cirę i kupi od niego jego nowy album. czy ktoś chce ubezpieczać profesora podczas tej trudnej misji?
To co, idziemy spać czy czekamy na świt? Na razie czas na szczęśliwe uderzenie na balkonie.
Profesorze, przypominam że nie masz już 16 czy 17 lat. Po prostu, w twoim wieku pewien typ wypowiedzi już nie przystoi, uwłacza ludzkiej godności i gustom czytelniczym. Styl emo jest nieadekwatny do twego wieku. Powinieneś skupić się na problemach stosownych i charakterystycznych dla osób płci męskiej po 21 roku życia czyli: jak szybko zarobić dużo pieniędzy, jakie ubrania sobie kupić, z kim napić się wódki w piątek czy też 'kurwa, kim jest Gosia?'. To są problemy 21latka. A nie jakieś wydumane egzystencjalne brednie. Oznajmiam więc: posty utrzymane w podobnym stylu co poprzedni uznam za niestosowne i nie będę one tolerowane. Dziękuję, nadworny estetyk, W. Tatarkiewicz.

wpis w stylu emo:

Co robić, co robić... profesorze, czemu nie urodziłeś się w peruwiańskiej dżungli albo na mongolskich stepach? Wtedy jedynym zmartwieniem twym byłoby zdobycie pożywienia żeby przetrwać, znalezienie kilku liści żeby na głowę nie padało i rozpalenie ogniska żeby w nocy nie zmarznąć. I byłbyś wolny! a tak musisz wynajdywać durne i całkowicie bezsensowne zajęcia, musisz się obracać w abstrakcyjnym świecie pojęć, musisz patrzeć w przyszłość, która wcale nie napawa cię optymizmem, a wręcz przeciwnie - dołuje cię i z tego powodu musisz patrzeć w przeszłość by uświadomić sobie błędy, które popelniłeś i które sprawiają, że jesteś tu gdzie jesteś a nie tam gdzie chciałbyś być. A przecież i tak jest już za późno! I najgorsze że łudzisz się że mogło być inaczej i że możesz jeszcze wrócić do przeszłości i wszystko zmienić! A to nie pozwala ci pójść do przodu niestety. C'est sans issue jak mawiał Akhenaton. Impas. Brak stałego gruntu, na niczym oprzeć się nie można bo szybko okazuje się to bezwartościowe i bez sensu. Do beztęsknoty i do bezmyslenia tęskno profesorowi! Do tego coraz częściej zdaje on sobie sprawę, że jest upośledzony w wielu sferach psychicznych, znacznie opóźniony w rozwoju i to nawet w tak zdawałoby się naturalnych kwestiach jak myślenie analityczne, chód i postawa ciała, mowa i wysławianie się (polonista!) a do tego jego inteligencja emocjonalna (w sferze kontaktów towarzyskich) jest wprost fatalna! No i pewność siebie której nie ma. Mentalnie mamy przejebane tej wiosny profesorze, mamy przejebane!

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Profesor się właśnie zastanawia jaki jest jego ulubiony kawałek o aborcji i dochodzi do wniosku, że ten tutaj! Sprawdźcie ten świeży joint naszego kolegi z liceum Pana Poga (ale nie tego z naszej klasy tylko tego z klasy C).
Z aktualności: wczoraj bilard w housie (sorry Pit, ale oni mnie zabrali z zaskoczenia z domu! a kiedy się zorientowałem co się dzieje było już za późno!). Ogólnie nikt nie tknął nawet alkoholu co jest zjawiskiem niepokojącym, chyba zaczęła się dorosłość, tylko kiedy? poza tym profesor olał dzisiaj szkołę i nie ruszył się nawet z domu gotowy stawić czoła konsekwencjom swej decyzji. A ponadto profesor ściął w końcu niedobitki włosów (z głowy) bo już go wkurwiał kontrast między tymi jednocentymetrowymi sterczącymi skurwielami a szlachetnymi i coraz większymi zakolami. Znów ludzie będą się bać profesora uważając go za niedobrego neimiłego skina ale przysłowiowy chuj z tym.

czwartek, 3 kwietnia 2008

post mortem

profesor właśnie wrócił z kilkugodzinnego różańca. I od razu uspakajam - profesor nie należy do żadnej oazy, stowarzyszenia świadków Jehowy, bractwa różokrzyżowców ani kółka różańcowego mężczyzn ze wsi Białystok. Jednak, jako że zmarł jego wujek (właściwie to wujek jego ojca), który często go odwiedzał i lubił go (lubił cię profesorze! :( pamiętasz jak sadziliście dęby w małym lasku? miałeś wtedy z 5-6 lat! albo jak rwałeś czereśnie u niego na Bukowej? Każda miała w środku robaka! a jak posmakowałeś u niego pierwszy raz w życiu alkoholu bo wlał ci do szklanki wina i powiedział rodzicom twym że to sok porzeczkowy? i jak ci smakowało! na pewno pamiętasz! a pamiętasz jak go spotkałeś 3 miesiące temu pod biblioteką? Ledwo już wtedy chodził, ale mówił że jeszcze odwiedzi twoich rodziców wiosną...) profesor czuł się zobowiązany złożyć mu chociaż kilka godzin swojego czasu w ofierze. Miał 84 lata, słuszny wiek, dopiero jakieś pół roku temu zaczęły się u niego problemy ze zdrowiem wcześniej śmigał po mieście bez żadnych ograniczeń. Ogólnie to bardzo ciekawa postać była - typowy przedstawiciel złotej przedwojennej młodzieży polskiej, człowiek o wysokiej ogładzie towarzyskiej, kulturze osobistej, sporej erudycji, zaciekły antysemita (który sie tego nie wstydził), rozwodnik i samotnik z wyboru, architekt o pewnym uznaniu w Białymstoku, m.in. zaprojektował kościół w którym będzie miał jutro pogrzeb czyli św. Kazimierza (nie mów że brzydki! nowatorski i ekonomiczny!), do tego sporo innych budynków, np. ten bank na skrzyżowaniu Lipowej z Sienkiewicza...
I korzystając z okazji profesor wklei jeden z najlepszych, najbardziej trafnych i przejmujących wierszy jakie wydała literatura polska: Bolesław Leśmian - Do siostry

Spałaś w trumnie snem własnym, tak cicho, po bosku,
Nie wiem, czy wszystkich naraz pozbawiona trosk?
W śmierci taka zdrobniała, niby lalka z wosku...
Kocham ten ubożuchny, ten zbolały wosk!

Trup jest zawsze samotny! Sam na sam z otchłanią!...
A właśnie ja - twój brat -
Suknię Tobie sprawiłem za dużą i tanią,
Suknię - na tamten świat!

W każdym zgonie tkwi zbrodnia, co snem się powleka.
Chociaż zbrodniarza brak...
Wszyscy winni są śmierci każdego człowieka!
O, tak! Na pewno - tak!

Winnych wskazać potrafię!... I nikt się nie broni!...
I ten - i ta - i ów!...
I ja sam! Ja - najbardziej, choć wiem, że i oni!
I ja - i oni znów...

Wina wszystkich naokół - milcząca, zbiorowa,
A my mówimy: los!
Niech od złego Bóg żywych i zmarłych zachowa!
Módlmy się o to w głos!

Tak się lękam, że jesteś wciąż głodna i chora,
Że złą otrzymam wieść -
I że przyjdziesz zza grobu któregoś wieczora
I szepniesz: "Daj mi jeść!"

I cóż wtedy odpowiem? Nic mówić nie trzeba!...
Niech mówi za mnie - Bóg!
Siostro! Już w całym świecie nie ma tego chleba,
Co by Cię karmić mógł!

Trumna twoja spoczęła w ciężarowym wozie,
Pamiętam nudny wóz.
A była niedorzeczność i drwina w tej zgrozie!
I był nieludzki mus!

Bałem się, że Cię żywcem oddamy mogile
W złym, letargicznym śnie.
I ktoś wtargnął do wozu i rzekł, że się mylę,
I uspokoił mnie.

Czekałem, aż wóz ruszy, by wlec Cię do miasta...
W skwar słońca skrzypnął wóz.
Drgnęła trumna, a była godzina dwunasta.
Żelazny zagrzmiał kłus!...

I sam nagle w tym słońcu musiałem pozostać.
Patrzyłem szynom w ślad...
Świat się zmniejszył na zawsze o twą drobną postać,
I zmalał cały świat!

I myśl wątła do mojej wsnuła się żałoby,
Niby pajęcza nić,
Myśl, że nie ma na świecie tak drogiej osoby,
Bez której nie można żyć!

Noc, przy zmarłych spędzona nazywa się - pusta!
Brak tego, o kim łkasz...
Zgniją oczy - i wyraz tych oczu - i usta.
Śmierć patrzy w kość, nie w twarz!...

Wiem, że gnijesz nabożnie i że wśród ciemnoty
Pośmiertny dźwigasz krzyż.
Lecz nie śmiem do podziemnej zaglądać Golgoty,
By sprawdzić, jak tam spisz?

Trup trzeźwieje - wyzuty z krwi i upojenia!
Już złudzeń - ani krzty!
A może Bóg omija twój zgręz bez imienia
I nie wie, że to - Ty?

Boże, odlatujący w obce dla nas strony,
Powstrzymaj odlot swój -
I tul z płaczem do piersi ten wiecznie krzywdzony,
Wierzący w Ciebie gnój!

kfiatki rosnou jusz na śrutmiejskich łonczkach!

No profesorze! Profesorze! Wstydziłbys się swojego lenistwa profesorze! Nawet na blogu nie raczysz zrobić czegokolwiek i wegetujesz tak sobie: szkoła(albo i nie)-komputer-sen. Nie nudzi cię ten rytm? Przecież monotonia zabija! Profesorze! Uaktywniłbyś się chociaż na blogu, napisał ze dwa zdania jak ci się żyje, co cię denerwuje, co cię cieszy, czego nie zrobiłeś i co cię smuci. Napisałbyś że chujowo ostatnio jest z samopoczuciem, mimo że wiosna przyszła i dotknęła cię w czółko, napisałbyś, że cieszysz się bo niedługo drzewa się zazielenią i bedziesz mógł skonsumować jakieś młode liście kasztanowca. Napisałbyś, że w piątek popiłeś trochę na końcu świata w nowym lokum Młodego, że sporo ludzi było, sporo wódki i kanapek nawet. Napisałbyś że w szkole zmuła, że wkurwia cię jakiś typ z bloku naprzeciw bo włączył manieczki i myśli chyba że profesor wyjdzie zaraz na balkon i będzie tanczyć półnagi, dureń jeden! Zaraz mu wypierdolę El-P na cały regulator zobaczymy kto wygra to starcie! Napisałbyś profesorze, ze kwiatki już kwitną na śródmiejskich łączkach i trzeba uważać żeby ich nie zdeptać idąc na skróty. No napisałbyś o tym profesorze, napisałbyś cokolwiek, pomyślałbyś może przez chwilę... Ale ci sie nie chce parszywy leniu!