czwartek, 3 lipca 2008

yesterday was a good day

wczo dobry dzień, wyjątkowo, a przynajmniej jego druga część. Początek wiadomo, wstajemy rano o 5.30 udajemy że sie uczymy ale tak naprawdę siedzimy przed kompem, słuchamy muzyki i przeglądamy profile na naszej-klasie (n/c), potem zamułka na uczelni i szybka edukacja, przyswajanie materiału z dwóch epok w ciągu dwóch godzin razy 3. co godzina na taras, obserwować ruch samochodów na placu Św. Choinki, który wcześniej zwan był placem uniwersyteckim. Potem wkurwienie, totalne zniechęcenie, no bo kurwa, czekanie na egzamin od 8.30 do 16 to lekka przesada. Ale ok, ok, opłacało się, przynajmniej się nauczył profesor i mógł nieźle nawijać podczas odpowiedzi, wena była co najmniej king konga, pytania też trafione także 5 w indeksie jak złoto. I standardowo na koniec: czemu pan sie na zajęciach nie udzielał? bo, kurwa nie chce mi sie czytać tych lektur i przekrzykiwać wszelkich kalafiorów! Towarzysz niedoli profesora na tych studiach, Piotrek S. również odpowiedział śpiewająco, więc jednak Piotrze nie jesteśmy tacy głupi jak myśleliśmy! No i wtedy podówczas temczasem oficjalne wakacje się rozpoczęły!! Koincydentalnie zadzwonił profesor do Wołkowa, bo Wołkow dzwonił do profesora podczas jego ustnej odpowiedzi, okazało się że był niedaleko, więc transport do domu załatwiony, fajnie! palenie w służbowej furze, na chwilę do domu, zrzucanie z siebie stroju bojowego, wykręcanie dysku z kompa i z powrotem do centrum. najpierw bankotata, który wkurwił profesora bo powiedział że jego karta jest przeterminowana! Na szczęście bankier pożyczył profesorowi hajs, więc można było odetchnąć głęboko. Potem przypomnaięłm sobie że cały dzień egzystuję na dwóch batonach więc pojechaliśmy do greka, szybka szama, i w końcu na bro!! Wożonko po mieście, zimny łokiec, te sprawy, płyta z mush-up'ami potem na polibudę spożywać piwo i nikotynę. Na początku mały problem bo politechnika duża i nie mogliśmy zlokalizować pozycji ekipy, bo sie poukrywali spryciarze, porozbiegali! w końcu namierzyłem J. z bobasem i Sławka który się wtapiał w otoczenie za sprawą ubarwienia. Po chwili wyskoczyli zza akademików Pytox, Pascal, Hawass i Wilkas! Tak kompletnej ekipy dawno nie widziano w tamtych okolicach, brakowało jedynie Kasieka no i Ag. Muszę też powiedzieć że miejsce obrane obfitowało w rozrywki, z jednej strony mecz piłkarski, zachód słońca (no homo!), z tyłu jabłonki (no homo x2) z dziurami (!!!) do których można wrzucać jabłka (ty idioto!), pan Jabłuszko siedzący na drzewie grzechu (idiota 2.0), spacerujące, dobrze ubrane bumy... Właśnie, kiedy pan 78-letni dobrze ubrany bum okrążył ekipę i zbliżył się chcąc zabrać butelki, których ekipa nie chciała mu oddać profesor przypomniał sobie, że w Koranie napisano wyraźnie: udzielanie jałmuzny jest obowiazkiem chrześcijanina! profesor pomyślał, dawanie pieniędzy za nic nie przystoi, obraża poniekąd obdarowywanego, więc wdał się w konwersację, zaproponował opowiedzenie jego historii życiowej. Co rpawda historia niezbyt długa i niezbyt fascynująca ale profesor dotrzymał słowa i dał staruszkowi 10 zł, za co został publicznie wyśmiany przez swych kolegów. Potem wycieczki do Żaka, pani bum z dziećmi (wzruszenie 2.0), profesor nie mógł znieść sytuacji wiec odkupił od ekipy butelki, których nie chcieli oddać i sam podarował je dzieciom! ciekawa sytuacja. Potem kolejne browary, kolejne faje no i trzeba było do domu w końcu. Dobrze że jeszcze jeździły 8mki, dobrze że sie nie zorientowaleś że nie masz ważnego biletu. W domu komputer został włączony i stała się rzecz dziwna, gdyż przez przypadek profesor odłaczył klawiaturę i nie potrafił rozwiązać problemu związanego z niedziałaniem klawiatury wiec udał sie na zasłużony odpoczynek.
no i profesor na koniec apeluje do Pitoza o wrzucenie jakichś zdjęć z tego pamiętnego spotkania.
Bless!

Brak komentarzy: