niedziela, 20 kwietnia 2008

Z pamiętnika młodego hydraulika (wpis pierwszoosobowy)

Kochany pamiętniczku, wyjazd do Warszawy był bardzo udany. S2 w czasie jazdy podjarał mnie mocno lyrics Born puszczając kawałki tego Japońca. Podróż szybka, przy dobrej muzyce. Z Zającem wkurwialiśmy Szymka paląc w samochodzie, ale ogólnie miło było i śmiesznie dość. Po przyjeździe do stolicy pojechaliśmy na próbę, profesor robił za Poga, bo Karol nie przyjechał. Nie no, ogólnie fajnie zobaczyć taką próbę w profesjonalnym chociaż niedokończonym studiu.  Później trochę pojeździliśmy z Zającem i Szymkiem po mieście, na koniec koło 24 wysiadłem przy Ratuszu i nie mogłem kupić biletu na metro! I pytam takiego dziadka co tam sprzątał akurat co mam robić, bo nie mam biletu i nie ma gdzie kupić, a on mówi: przeskakuj. I to była fenomenalna rada, bo akurat zdążyłem na metro, następne miało być dopiero za 30 minut! Zajechałem więc do brata, tam szamka, lulu. W sobotę wstałem o 11, obejrzałem ten film Cohenów co to dużo oscarów w tym roku dostał, potem połaziliśmy z bratem trochę po mieście, szkoda że pogoda taka chujowa była, no ale cóż. Powrót do domu na krótką drzemkę, a o 20 znów wyjście pod arkadię, gdzie ustawiłem się z Adusiem (pamiętacie go? to ten z dłuższymi włosami co do Loftu śmigał ze mną ze 2-3 lata temu). Aduś miał trochę problemów z canarinhos i musiałem troche poczekać, w międzyczasie szamka i zwiedzanie empiku, jak na prawdziwego wsiura przystało. W końcu dotarł Aduś z kolegą jednym i pojawił się kolejny problem, gdyż żaden z nas nie wiedział gdzie jest owa osławiona Piekarnia. Na przejściu spotkaliśmy jednak dziewczę, które powiedziało że wie, i że też tam idzie. Poszliśmy więc za nią. I idziemy, idziemy, idziemy po błocie, mokniemy w deszczu, aż zaczęły nas targać wątpliwości czy aby na pewno dziewczę owe wie co się dzieje. Otóż nie wiedziało. Na szczęście kilka telefonów wyjaśniło sytuację, musieliśmy sie trochę cofnąć, ale w końcu trafiliśmy do klubu. Impreza zajebista, od początku do końca. Koncert Wocc mega, chyba najlepszy na jakim byłem w życiu, fo' real. Ogólnie stałem pod samiuśką sceną, chodziłem po szkle ( z rozbitych pucharów - a propo dobry motyw z parafrazą 'uderz w puchara', za długa dygresja, shit), skakałem, machałem rękami. Do uzyskania miana prawdziwej grouppie zabrakło tylko piskliwych krzyków. Na koniec jak Tet, Pogz i Duże Pe zaczęli fristajlować musiałem podnosić swoją szczękę z ziemi bo za mocno mi opadła. Mega, dawno nie widziałem takiej walki (choć w sumie troche sparing to był między Pe a Tetem). W każdym razie utwierdziłem się w przekonaniu, że Tetris jest obecnie najlepszym raperem w kraju. Do tego kawałki z nowej płyty miazga, zwłaszcza ekshibicjonistyczne trochę "na tacy". Żywy band pokazał, że got skillz, choć na próbie niektóre kawałki brzmiały trochę lepiej. zajebisty motyw z aranżami podkładów do guns are drown rootsów i troy piotrka skały. Ogólnie duże propsy, zwłaszcza perkusiście, który niszczył. Tort na klawiszach non stop uśmiechnięty, o to chodzi. A na gitarze basowej grał młodszy brat Hauy! jak znajdę gdzieś zdjęcia z koncertu (bo myślę że się pojawią jakieś) to sami zobaczycie!
Ogólnie po koncercie profesor napił się urodzinowej wódki Tetrisa, pozamulał trochę siedząc na chilloucie, a około godziny 4 wyjechalismy spod klubu, z pogiem jako kierowcą. Dobry był motyw jak mój brat prowadzi Poga do swojego mieszkania:
- zaraz będziesz musiał skręcić w lewo
- to ja zjade na lewy pas (zjeżdża, jedzie tak z 40-50 metrów, brat patrzy zdziwiony)
- ale to dwukierunkowa ulica
- 0o kurwa!
Na szczęście później już jechał zajebiście i w 2h z paroma minutami byliśmy w Bialymstoku. Byłoby szybciej pewnie ale mieliśmy mały problem ze stacyjką i z Zającem (właścicielem auta), który spał sobie w najlepsze, mimo wszelkich prób przywrócenia mu przytomności. Jakoś trochę po 6 byłem już w domu i wkrótce przystapiłem do 9-godzinnego lulu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

niestety ani mi, ani mojemu bratu nie wiadomo, kim jest Haua..?:) może to jakaś pomyłka,ale pozdro!

to mówił ja, basista

profesor agent pisze...

hehehe, nie no, taki żart, ogólnie bardzo podobny jesteś do mojego kolegi, który też gra na gitarze :D